Są rzeczy, które mają dla mnie już tylko wartość sentymentalną – nie podobają mi się, nie zrobiłabym ich teraz, niektóre sprawiają nawet, że czuję się trochę zażenowana (jak ja mogłam coś takiego wymyślić i zrobić?). Mimo wszystko wierzę, że warto o takich mniej lub bardziej udanych pracach pamiętać – o czasach, gdy głównie metodą prób i błędów szukałam swojej drogi.
Tego bym już nie zrobiła
Na początek pierwsze próby z decoupage (tu się chowam ze wstydu) – ze starej rolety zrobiłam deseczkę pod kalendarz i podkładkę pod dzbanek.
Lubiłam malować na szkle (takie to było uspokajające), ale była to krótka przygoda. W pewnym momencie doszłam do wniosku, że to jednak nie jest to, co chcę robić. Więc zamiast marnować czas, rzuciłam to zajęcie i poszłam szukać innego.
Lubiłam też wynajdywać różne dodatki do domu – z wiklinowej obręczy mieliśmy na drzwiach dekorację na każdą porę roku.
Moje pierwsze notesy, pierwszy kubek, pierwsze „przeróbki”
Przymiarki do malowanego kubka trwały pół roku. Tyle czasu potrzebowałam, by dojść do tego, że farby do szkła i farby do porcelany to dwie zupełnie różne sprawy. Notesiki okleiłam starą bluzką – to chyba jak dotąd jedyny eksperyment z użyciem materiału zamiast papieru lub kartonu (i pierwsza praca z cyklu „przeróbki”).
Kot malowany na portkach specjalnymi farbami do tkanin, które po nałożeniu, wyschnięciu i ewentualnie wyprasowaniu nadają się nawet do prania w automacie.
Pierwsze kolczyki, pierwsze eksperymenty
Początki nie były łatwe, bo moja wyobraźnia jakoś nie umiała poradzić sobie z połączeniem wszystkich elementów w całość. Co do czego dopasować i jak sprawić, by wszystkie kolczyki nie wyglądały tak samo? Na szczęście czas i praktyka robi swoje.
Na zdjęciu między innymi: pomarańczowo-zielone kolczyki – pierwsze jakie zrobiłam, moje ulubione „gazetowe” kolczyki oraz nutki i spiralki – efekt eksperymentów z folią – malowaną farbami do szkła i wycinaną ozdobnymi dziurkaczami.
Jeszcze trochę takich prac mniej lub bardziej
Miał być misterny czarny wzorek, ale nie wyszedł. Ze złości wyszły „jakieś takie maziaje”, które okazały się całkiem niezłą dekoracją.
Miszmasz: drewniana ramka z robótką, domowy drogowskaz, naścienna kieszeń, lista z przetworami domowymi i przepis na ciasto.
I na koniec cudowne dzieła, które wykonałam na warsztatach origami i warsztatach ceramicznych.
To był rok 2008. 🙂